środa, 30 sierpnia 2017

WAKACYJNI ULUBIEŃCY * DOVE

Koniec lata zbliża się wielkimi krokami, choć osobiście wypieram od siebie tę myśl i nadal widzę za oknem słońce chociaż nie jest już ono takie łaskawe jak było miesiąc temu. U mnie aktualnie dość stresujący czas, a bloga traktuję jako odskocznie i chwilę tylko dla siebie, dlatego każdy mój post pisany jest tylko wtedy kiedy naprawdę mam na to ochotę, wiem że takie posty czyta się najlepiej. Postanowiłam dziś, że napiszę posta o kosmetykach, które pokochałam tego lata, a o których nie miałam okazji jeszcze nigdzie wspomnieć. Przede wszystkim wielkie ukłony w stronę marki Dove. Zawsze będąc w drogerii unikałam produktów tej marki i naprawdę nie wiem dlaczego i bardzo tego żałuję. Od kiedy zaczęłam używać pianek do mycia, o których już na blogu wstawiłam odrębny wpis pomyślałam, że czemu nie spróbować czegoś innego. I tak oto mamy czterech ulubieńców Dove w wakacyjnej kosmetyczce. Przy czym główny nacisk kładę na balsam i krem do rąk. To naprawdę cudne, przepięknie pachnące kosmetyki robiące cuda ze skórą zarówno całego ciała jak i dłoni. Krem do rąk wskoczył od razu do mojej torebki i nie mogę się doczekać jesienno - zimowej pogody kiedy krem stanie się obowiązkiem pielęgnacyjnym i będę mogła go przetestować w bardziej ekstremalnych warunkach. Balsam bardzo ładnie i delikatnie podkreśla letnią opaleniznę, daje efekt nawilżonej, jędrnej skóry przy czym także szybko się wchłania. Dotąd na opaloną skórę nóg przed włożeniem np. krótkich spodenek czy sukienki nakładałam balsamy rozświetlające, które posiadają przeważnie dość dużo mieniących się drobinek, o ile z daleka wygląda to ładnie to przy dotykaniu skóry drobinki te zostają na dłoni, a później wiadomo :) na włosach, twarzy, ubraniu i tym sposobem świecę się jak kula dyskotekowa. Nie zawsze taki efekt jest przeze mnie pożądany, raczej rzadziej niż częściej. Balsam Dove daje efekt rozświetlenia ale nie posiada żadnych drobinek co zapewnia komfort użytkowania do tego pięknie pachnie, jest to zapach bardzo elegancki, przypomina mi zapach perfum ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakich. Czy polecam ? Nie pisałabym o nim tak długo i z takimi emocjami, chociaż ich nie widzicie to musicie uwierzyć, gdyby nie był tego wart. Ostatnie już zdanie, tak żeby nie przedłużać. Wazelina marki Vaseline może i banał ale na przesuszone po lecie kolana :) i łokcie ideał. Naprawdę o te partie ciała też należy dbać i czasami zwykły balsam nie wystarcza :) polecam wypróbować.





czwartek, 10 sierpnia 2017

MIEJ KASĘ I KLASĘ !!!

Jako, że mam dzisiaj dość dobry humor i siedzę przed komputerem pijąc kakao (tak, przy prawie 40 stopniowych upałach piję kakao) z lodem! postanowiłam wykorzystać wolną chwilę aby napisać post, który nie będzie żadną recenzją, nie będzie miał też charakteru porady (choć niektórzy być może tak go odbiorą). Napiszę o czymś co od dawna leży mi na sercu, co mnie denerwuje - bo może mnie denerwować i co niestety jest dość powszechne w "dzisiejszych czasach" (nie lubię tego określenia!). Słuchajcie od jakiegoś czasu, nie wiem czy wiecie czy nie ale razem z Ł prowadzimy firmę. Nie będę tutaj pisać jaką, jaka branża etc. nie chcę robić sobie reklamy ani łączyć spraw służbowych z blogiem. Prowadzenie firmy nie jest rzeczą prostą, wymaga poświęcenia bardzo dużej ilości czasu, ciągłego nabywania wiedzy, rozwijania się i jak ostatnio mieliśmy okazję się przekonać ogromu cierpliwości i silnego charakteru. Przez dwa lata istnienia naszej firmy poznaliśmy naprawdę dużą liczbę nowych osób, klientów, kontrahentów. Na bazie tych doświadczeń nasunęło mi się kilka przemyśleń. Nie piszę na blogu takich rzeczy bo uważam, że wyrażanie opinii w internecie jest bez sensu, często spotyka się z krytyką, nawet często osób którzy mają podobne zdanie ale z własnej ... nie wiem jak to nazwać "złośliwości" ? potrafią wbić igiełkę. Nożem nigdy tego bym nie określiła bo kto aż tak bardzo przejmowałby się zdaniem jakiegoś "no name'a z internetu". Typy ludzi są różne. Świat jest zróżnicowany i to jest naprawdę piękne (być może to co napisałam jest dość infantylne ale serio, pomyśl: TAK JEST!). Jedni są bardziej przyjaźnie nastawieni do innych, inni każdego traktują jak największego wroga, krzycząc, że nie masz racji zanim wypowiesz jakiekolwiek słowo.
Każdy z nas popełnia błędy. Jedni mniejsze inni większe. Każdy ma problemy, analogicznie do poprzedniego zdania ich wielkości są zróżnicowane. To jest naprawdę no kurcze fajne! Zatrzymaj się na tym zdaniu i pomyśl czy nie mam racji? Być może uważasz, że jest inaczej, szanuję i nie podlega to jakiejkolwiek dyskusji. Post miał dotyczyć kontaktów między ludźmi w biznesie, a zaczynam pisać od rzeczy. Jako, że mam styczność z małymi firmami, dużymi korporacjami, jednostkowymi klientami oraz początkującymi przedsiębiorcami trochę zachowań już miałam okazję zauważyć i mimowolnie ocenić. Pierwszy typ to osoba z kasą i klasą. Uwierzcie mi, że takich ludzi jest naprawdę wielu! Mimo stereotypów, że jak ma kasę to "burak" i się wywyższa i nie szanuje tych, którzy mają jej mniej, myśli, że jest królem życia itp. Zauważyliście taki stereotyp? Ja tak i szczerze nie wiem skąd się wziął. Naprawdę ludzie o wyższym statusie majątkowym (bo nie oszukujmy się tak trzeba to nazwać) często swoją postawą reprezentują bardzo wysoki poziom kultury mimo powszechnych przekonań. Uwielbiam takie typy osób, a przebywanie w ich towarzystwie niezwykle pozytywnie wpływa na rozwój osobowości. W rozmowie niezwykle uprzejmi, zarówno Panie jak i Panowie. I z takimi ludźmi naprawdę miło robi się interesy to sama przyjemność. Są wyrozumiali bo sami kiedyś zaczynali, często służą dobrą radą, są też bardzo konkretni i zachowawczy. Dla nich biznes to biznes i ściśle trzymają się etykiety. Drugi typ to stereotypowo człowiek z kasą, bez klasy. Są i tacy. Tutaj chyba nie muszę tłumaczyć jak wygląda zachowanie takich osób. Przede wszystkim w kontaktach biznesowych często zachowują dystans, uważają, że zawsze mają rację (często jest odwrotnie). Nie lubimy! oj nie! Współpraca z taką osobą to katorga. Kolejny typ bez kasy ale z klasą. Cudowni ludzie. Pokorni, szczerzy, sympatyczni ale często użalający się nad sobą. I narzekający, że jednym jest lepiej chociaż są chamami, a oni z dobrym serduszkiem muszą pracować na etatach. To naprawdę mili ludzie jednak rozmowa z nimi często bardziej przypomina terapię niż próbę podjęcia współpracy na polu biznesowym. I ostatnia grupa. Najgorsze co może być. Ludzie bez kasy i klasy. Czyli często początkujący przedsiębiorcy, bez doświadczenia w kontakcie z klientami i kontrahentami, myślący, że nie trzeba stosować się do ŻADNEJ etykiety aby zrobić dobry interes. Często szukający okazji aby coś zrobić po kosztach. Narzekający na wszystko i wszystkich. Wiele wymagają nie dając od siebie nic. Rozmowa z takim typem człowieka to terapia połączona często z dyskusją podczas której często musimy wysłuchać wszelkich zarzutów co źle robimy i jacy jesteśmy (jako firma) beznadziejni. Nie polecam, nie lubię, unikam! Wiecie skąd ten podział? Wcześniej o tym nie myślałam dopóki nie spotkała nas dziwna sytuacja podczas spotkania z klientem. Teraz nie wiem sama do której grupy bym go zaliczyła ale że był to naprawdę nadzwyczajny, nietuzinkowy klient wypadałoby stworzyć dla niego osobną grupę, w której znalazłby się sam i nazwać ją jego imieniem i nazwiskiem. Wierzcie lub nie ale podczas dwóch lat ciągłych kontaktów z ludźmi nie trafiliśmy jeszcze na osobę, która w rozmowie BIZNESOWEJ używałaby słów niecenzuralnych i obrażających drugą stronę. Pomijając fakt, że o etykiecie tutaj nie ma mowy to zwykłe zasady kultury w stosunkach międzyludzkich nakazują nam zachować w miarę normalny ton rozmowy. Wkurzyć się wolno każdemu ale tylko osoba z klasą potrafi w tej sytuacji zachować zimną krew.
Nie tylko w biznesie ma to miejsce. Ostatnio robiąc zakupy w jednym z marketów zauważyłam beznadziejne zachowanie starszego człowieka. Młoda dziewczyna zapatrzyła się na coś (miała do tego prawo, jesteśmy ludźmi!) delikatnie najechała na nogę staruszka wózkiem ale takim małym, nie dużym wózkiem sklepowym. A staruszek na to: ty taka, siaka, owaka. Mimo, że od razu przeprosiła i to kilkukrotnie. Wyzywał ją, tak że cały sklep słyszał. Współczuję dziewczynie. Wszyscy się na nią patrzyli.. a tak naprawdę wstyd powinno być nie jej ale temu który użył takich słów w jej kierunku. To jak zachowujemy się w skrajnych sytuacjach pokazuje nie to jak zostaliśmy wychowani! rodzice nie mogę być odpowiedzialni za nas do końca życia ale to, że nie myślimy! Dajemy kierować sobą emocjom. Nie obgadujmy, nie hejtujmy (nawet słownik podkreśla to słowo, bo powstało ono z potrzeby...) bądźmy kulturalni wobec siebie. Wiele osób żyje w pogoni za pieniędzmi. Rozwija firmy, nawiązuje współprace. A może warto by było zacząć zwiększać nie tylko zawartość portfela ale poziom swojej kultury... Pomyśl zanim użyjesz niecenzuralnego słowa wobec innej osoby. Zostaw słowo ku*wa na chwilę kiedy spadnie Ci na ziemię gałka świeżo kupionego loda albo na chwilę kiedy przypalisz kotleta. Wtedy to ma sens i jest podstawne :) Tyle słowa na dziś :)





MISTRAL * KOLEJNY POST ZAPACHOWY

Kontynuując dobrą passę trwającej nieustannie weny do tworzenia postów na bloga dziś przychodzę z kolejnym pachnącym tematem, o którym niedawno wspominałam. Post miał się pojawić już dawno jednak zdjęcia jakie zrobiłam do jego realizacji zaginęły podczas przekładania plików ze starego komputera. Zdarza się, mnie szczególnie często. Chociaż jestem jedyną osobą, którą znam z mojego otoczenia, która raczej nigdy nie gubi telefonu (odpukać!). Wiem, że nie o tym miałam pisać ale jest to rzecz, którą niewątpliwie mogę się pochwalić! Ok! Do rzeczy. Jakiś czas temu pisałam o tym w jaki sposób dokonuję wyborów perfum. Obiecywałam wtedy, że zdradzę Wam taki mój mały sekret jak naprawdę to się odbywa. Nie będę się powtarzać więc jeśli chcecie dokładnie wiedzieć o co chodzi zapraszam do kilku postów wstecz.
Niedawno miałam okazję testowania perfum, w zasadzie są to perfumy inspirowane zapachami znanych marek, które znajdziemy np. w Sephorze czy Douglasie. Oczywiście zawsze wiedziałam, że strony z tego typu produktami istnieją w sieci i można je nabyć za nieduże pieniądze. Nie lubię wydawać swoich "ciężko zarobionych ;P" pieniędzy na miliony fiolek różnych perfum, które po czasie mi się nudzą, a wiadomo że takie testowanie w perfumeriach często nie jest wystarczające. Nasze odczucia co do zapachów zmieniają się pod wpływem przeróżnych czynników, w tym naszego humoru, często i być może nie uwierzycie ale pogody! bo przecież jak na zewnątrz pada deszcz i jest zimno to lubimy przywoływać zapachami słoneczne lato. Dlatego wielokrotnie kupując perfumy w drogerii, po kilku dniach przestają nam się podobać. Dlatego od kiedy dostałam w swoje ręce perfumy inspirowane zapachami znanych marek pomyślałam z jednej strony po co mi to.. ale z drugiej dzięki nim zakochałam się po uszy w zapachu Daisy Marca Jacobsa. Dlatego piszę ten post nie jako reklamę! I nie jest to z mojej strony namawianie do kupowania tzw. "podróbek" bo pewnie wiele z Was tak właśnie tego typu produkty nazywa chociaż w tym przypadku stwierdzenie to nie jest do końca adekwatne. Buteleczki są autorskim projektem marki, nie są kopią opakowań znanych marek. Podobieństwo jest jedynie w nutach zapachowych. Przed zakupem perfum warto wypróbować je przez dłuższy czas na sobie i sprawdzić czy rzeczywiście przypadną nam do gustu, a ich zapach nie będzie nas wkurzał. Tak, mnie osobiście zapachy często drażnią i nierzadko psują humor.. tak, tak dokładnie tak. Pamiętam, że wiele razy kiedy miałam na sobie zapach, który podczas testowania wypadał na pięć z plusem po jakimś czasie zaczął mnie zwyczajnie drażnić, wkurzać i wiele razy musiałam zmieniać ubranie żeby się go pozbyć! Z życia wzięte...
Nie namawiam ale podpowiadam, że jest taka opcja i że niedużym kosztem można wypróbować zapachy jakie mamy na swojej liście MUST HAVE.

Jaką widzę różnicę w oryginale i inspiracji ? Hmm.. jedynie trwałość. Chociaż nie jest to jakaś wielka przepaść.
Poza tym bardzo zbliżone (niemalże idealne) nuty zapachowe. Dużej pojemności (jak na perfumy) opakowania. Intensywne zapachy.
Strona marki Mistral: http://sklep.mistral-poland.pl








środa, 2 sierpnia 2017

PERSONALIZOWANE MAGNESY * FACEPRINT

Rozszalałam się w tymi wpisami ostatnio. Ale mam po prostu dobry humor, więcej czasu i chęci. To ostatnie jest zdecydowanie najważniejsze. Kiedy są chęci zawsze znajdzie się czas, a humor będzie lepszy. Właśnie wróciliśmy w urlopu. Byliśmy równy tydzień nad morzem ale o tym na pewno również pojawi się post. Tak się rozpędziłam, że wskoczą być może nawet dwa (z rozpędu i chęci powrotu na urlop chciałam napisać może przez RZ... ). Przed wyjazdem dostałam propozycję przedstawienia na swoim blogu na pewno już dobrze znanej wszystkim opcji stworzenia magnesów (tak zwykłych, prostych znanych nam z polskich lodówek magnesów) ze swoimi zdjęciami. Opcja spodobała mi się bardzo i szczerze nie spodziewałam się aż takiego efektu. Składając swoje zamówienie miałam w głowie myśl, że na pewno zdjęcia wyjdą słabo, że jakość nie będzie najlepsza. Po otwarciu przesyłki byłam w szoku i nie tylko ja, bo mój Ł nawet stwierdził, że nie spodziewał się tak dobrej jakości. Wiecie faceci bardziej przywiązują uwagę do szczegółów. Zdjęcia wyszły cudnie. Wybrałam te najlepsze z naszego wyjazdu nad Balaton i do Budapesztu. I wiem, że na pewno zdecyduje się na kolejne. Jest to świetna pamiątka nie tylko dla nas ale też dla naszych bliskich. Będąc w fajnym miejscy często mamy chęć przywiezienia choć małego drobiazgu, który możemy podarować bliskim jednak często pamiątki są drogie, wyglądają tandetnie w dodatku zajmują miejsce w bagażu i ostatecznie brakuje czasu aby kupić coś małego każdemu dodatkowo trafiając w gust. W to się raczej nie bawię i bawić nie mam zamiaru. Pomyślałam więc, że zamawiając takie magnesy można obdarować nimi bliskich. Swoje magnesy zamówiłam na stronie https://faceprint.pl/.
Cena za 12 sztuk magnesów z własnymi zdjęciami w wielkości 6x6cm to 19zł więc wydaje mi się, że nie jest to dużo. Tym bardziej, że w grę wchodzi zachowanie wspomnień :).
Na stronie znajduje się kilka opcji wydruku zdjęć. Magnesy retro, magnesy 9x9cm, standardowe wydruki zdjęć, wydruki zdjęć z instagrama.

Gorąco polecam tego typu produkty osobom często podróżującym, lubiącym uwieczniać najlepsze chwile na zdjęciach i wracać do nich kiedy tylko jest na to okazja. Nasze magnesy znalazły swoje miejsce na lodówce.







COOLPACK - NA LETNIE WYPADY ZA MIASTO

Dziś pierwszy dzień sierpnia. Upały nie pozwalają żyć normalnie choć trwają dopiero jakieś 3 dni. Ponad 30 stopni w cieniu to istna katorga. Szczególnie, że kiedy mieliśmy urlop codziennie padał dość intensywnie deszcz. Dlatego też już planujemy kolejny wyjazd tym razem tylko na weekend. Oby pogoda tym razem dopisała. Nie piszę tego posta aby wylać wszystkie żale na warunki atmosferyczne ale po to aby zaprezentować Wam dość ciekawy i bardzo przydatny produkt. Jakiś czas temu dodałam posta dotyczącego walizki kabinowej. Walizka sprawdza się nadal bardzo dobrze, jednak szukałam czegoś mniejszego, lżejszego. Czegoś co będzie fajnie się sprawdzać na weekendowe krótkie wycieczki. Doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie plecak. Jednak zwykły plecak ma swoje plusy i minusy jak sami wiecie i jak sama nazwa wskazuje plecak nosi się na plecach. Niby wygodna opcja bo ręce pozostają wolne ale kiedy w grę wchodzi ciężki załadunek dźwiganie takiego ciężaru i spacerowanie z nim staje się sportem wyczynowym. I zapewne widzieliście nieraz dzieciaki z plecakami na kółkach. Wygląda to uroczo do tego uważam, że jest świetną opcją bo nie obciąża kręgosłupów maluchów no i często te plecaki są mega dizajnerskie, Najbardziej podobają mi się te z Elzą z Krainy Lodu :) Ktoś wypuszczając taki produkt na rynek naprawdę wiedział co robi bo ma on wiele plusów i zaczyna być coraz bardziej popularny. Do sedna. Przychodzę dziś z postem, w którym chciałabym zaprezentować taki właśnie plecak w wersji miejskiej zarówno dla starszych dzieciaków jak i dla dorosłych. Przedstawiam Wam zbawienny plecak marki CoolPack. Dlaczego zbawienny ? Dlatego, że sprawdził się u mnie już nie raz i jestem z niego bardzo zadowolona.


http://www.coolpack.com.pl/

Plecak wykonany jest z bardzo dobrej jakości materiału (a wiem co mówię, od jakiegoś czasu siedzę w końcu w branży ;) ). Każdy szczegół jest dopracowany. Solidna teleskopowa rączka, która w przypadku innych tego typu plecaków często zwyczajnie się wyginała lub zacinała podczas rozkładania. W środku kieszeń z organizerem, przywieszka na klucze, porządnie wzmocniony spód na co od razu zwróciłam uwagę. Bardzo wygodne, dość duże jak na tego typu produkt kółka. 
Zresztą zerknijcie na zdjęcia. Starałam się na nich jak najlepiej oddać wszystkie zalety plecaka na kółkach.





Pełen opis producenta znajdziecie tutaj: http://www.coolpack.com.pl/oferta/plecaki-2/plecaki-na-kolkach/summit-36l
Podsyłam także linka do filmu z prezentacją plecaka: http://www.coolpack.com.pl/media/filmy%202017/Summit%2036L.mp4

Dostępne są trzy wersje kolorystyczne. Ja wybrałam tą najbardziej kobiecą - różową.








Gdzie można nabyć plecaki oraz pozostałe produkty marki CoolPack bo wybór jest bardzo duży, a każdy produkt jest warty uwagi ?